środa, 8 sierpnia 2012

Elektronika w samochodzie - udogodnienie czy zmora?


Od kilku lat obserwujemy znaczący postęp w motoryzacji. Na przełomie lat 80-tych i 90-tych królowała prostota - kanciaste kształty, każdej funkcji był przypisany jeden przycisk. Mało, które auto miało w wyposażeniu elektrycznie sterowane szyby, fotele, czy też posiadało klimatyzację. Co nam zostało z tamtych lat?
Ano bardzo niewiele. Teraz wyposażenie, które wymieniłem zaczyna znajdować się w standardzie; samochody mają opływowe kształty, stosuje się różne przetłoczenia w celu zmniejszenia oporu wiatru, zwiększenia przyczepności i zminimalizowania spalania; ale przede wszystkim auta są coraz bardziej napakowane elektroniką i skomputeryzowane.


W prawie każdym nowym aucie są kilometry przewodów, różnego rodzaju czujniki, sterowniki i komputer, który wszystkim "dyryguje". Producenci zapewniają nas, że ma to zwiększyć bezpieczeństwo i komfort podróżowania.

W nowych samochodach mamy do czynienia z systemami informującymi nas o zmianie pasa ruchu, są takie, które utrzymują odpowiednią odległość od auta jadącego przed nami - dostosowują do niego prędkość. Coraz bardziej powszechny staje się asystent parkowania (a ja myślałem, że zwykłe czujniki to już jest coś:)); szukamy miejsca do zaparkowania, naciskamy jeden przycisk, puszczamy kierownicę i voila - auto samo nam zaparkuje. Mało tego. Producenci Volvo wymyślili system SARTRE. Jest to urządzenie, które pozwala kierowcy czytać gazetę lub książkę podczas jazdy na drogach publicznych, a samochód jest sterowany automatycznie dzięki czujnikom i laserom (musi tylko jechać w konwoju)...

I pytam się; jak tu czerpać radość z jazdy?

Większość nowinek związanych z samochodami bardzo mi się podoba (głównie te, które zwiększają komfort podróżowania), ale niektóre mnie wręcz przerażają (SARTRE).

Wszystko ma swoje wady i zalety, dla każdego mogą one wyglądać inaczej.

Zalety nowoczesnej technologii w autach to na pewno poprawa bezpieczeństwa i komfortu jazdy.


Wadą jest "przeładowanie" samochodów wszechobecną elektroniką, a im czegoś jest więcej... to ma się co psuć. Niech padnie nam elektronika, to możemy siąść i płakać, bo sami nic nie zrobimy, a nawet mechanicy mogą mieć problem z naprawą niektórych urządzeń; nie będę już wspominał jak bardzo da nam to po kieszeni.


No i pozostaje pytanie czy tak do końca możemy zaufać elektronicznym bajerom? Ja do nich jestem sceptycznie nastawiony. Lepiej wsiąść w autobus albo do samochodu z prawdziwym kierowcą.


Bo z komputerami wszystko jest cacy... póki działają.



6 komentarzy: